Zaprojektowanie budynku z drewna, poza szeregiem przemawiających za tym argumentów otwiera też jednak szerokie pole problematyki, którą należy pogłębić, aby uniknąć błędów utrwalających pewne negatywne stereotypy o tym typie budownictwa. Po pierwsze trzeba powiedzieć ogólnie, że architektura drewniana na terenie Polski to wciąż ewenement. Owszem, na Podhalu i częściowo na pozostałych terenach pogórza karpackiego w południowej Polsce przetrwała silna tradycja, utrwalona tzw. stylem zakopiańskim, która obecnie przeżywa swój renesans. To zaś – w połączeniu z rozwojem technologicznym powoduje rozwój rynku wykonawczego i atrakcyjność ofert. Również w pozostałych częściach kraju pojawia się coraz więcej wykonawców oferujących różanego rodzaju – tradycyjne lub nowoczesne – techniki ciesielskie. Jednak architektura drewniana, która jest w pełni strukturalna – to znaczy taka, gdzie wygląd zewnętrzny jest spójny z jej konstrukcją i technologią wciąż w Polsce zamyka się w kręgu obiektów mało kubaturowych, typowych dla zabudowy jednorodzinnej ew. rekreacji indywidualnej, zagrodowej, już rzadziej kwaterunkowej (pensjonaty). Drewniana zabudowa wielorodzinna, usługowa lub hotelowa należy do rzadkości. Również na samym Podhalu – gdzie powrót do drewna wydaje się najsilniejszy – większe obiekty, szczególnie mieszkalne, nawet jeśli wyglądają na drewniane, to najczęściej wznoszone są w technice murowanej, która następnie po przez okładziny i różnego rodzaju imitacje upodabnia się do architektury drewnianej. Taki działanie, najczęściej nastawione na komercyjne oddziaływanie skojarzeniami, typowe dla usług turystycznych prowadzi do obniżenia jakości architektury identyfikowanej regionalnie, czy wręcz jej karykatury. Nie jest to miejsce na szersze zgłębienie problemu pojęcia imitacji architektonicznej, ale można powiedzieć ogólnie, że jeśli wygląd budynku ma być totalnie przeciwstawny do jego wewnętrznej struktury, to koniec końców na etapie wykonawczym – nie raz nawet przy zastosowaniu najlepszej próby imitacji – staje się on technologicznie niespójny i wizualnie nieczytelny. Żeby nie powiedzieć – tandetny. Technika murowana, jakby nie było polega na stosowaniu materiałów z natury „zimnych”. Dlatego wymaga zastawania pełnego i wydatnego wizualnie płaszcza termicznego. Jest to najczęściej gruba 15-20 centymetrowa warstwa styropianu lub wełny mineralnej obejmującego wszystkie najdrobniejsze elementy budynku – łącznie z tymi, które wystają na zewnątrz jak balkony, podciągi czy słupy. Bowiem każdy z nich niezabezpieczony może stać się przewodnikiem dla tzw. „mostku termicznego”. Dopiero tak przygotowany gruby „termos” może stać się polem ekspresji polegającej na stosowaniu różnego rodzaju okładzin – od boazerii, gontów, po pseudo bali itp. To oczywiście bywa wysokonakładowe i przede wszystkim zniekształca formę architektoniczną, bowiem główną cechą architektury drewnianej jest jej pierwotna prostota i finezyjność.
Co zatem powoduje, że architektura drewniana w Polsce – poza wyjątkami – wciąż nie może upowszechnić się w skali większej niż zabudowa małokubaturowa? Należy wskazać klika następujących problemów: wiele osób na pierwszym miejscu zapewne wskaże zagadnienia związane z ochroną przeciwpożarową. Warto jednak zdać sobie eksperyment myślowy polegający na tym, aby tę kwestię rozważyć na samym końcu, po to, aby po przeanalizowaniu innych problemów mieć pewność, że na ocenę naukową nie rzutują uprzedzenia mentalne.
Tło historyczne
Na początek, najwyżej w hierarchii należałoby ustawić właśnie stereotypy. Do ugruntowania ich w największym stopniu przyczyniło się tło historyczne. Druga połowa XX wielu przyniosła w Polsce niemal pełne uprzemysłowienie budownictwa. Przemiany społeczno-gospodarcze sprzyjały zanikowi indywidualnego rzemiosła, a drewno stało się towarem deficytowym – w przeciwieństwie do masowo wytwarzanego betonu. Rozwój górnictwa sprawił, że energia cieplna pozyskiwana z węgla była relatywnie tania. Więc kwestia energooszczędności betonowych budynków nie stanowiła większego problemu. To wszystko, oraz tendencje architektury światowej sprawiły, że spopularyzowały się nie tylko techniki murarskie, ale przede wszystkim żelbet. „Nowy ład” z jakim odbudowywano Polskę po zniszczeniach wojennych (materialnych i społecznych), szybko sprawił, że drewno – szczególnie w szerokim społecznym odbiorze – zaczęto kojarzyć z zacofaniem i ubóstwem.
Dla uniknięcia wątpliwości należy wyjaśnić, że nie jest celem niniejszej rozprawy negowanie dorobku polskiego modernizmu drugiej połowy XX wieku. Przeciwnie – zważywszy na przedmiot opracowania, należy wręcz dla zważenia pełnego spektrum zagadnień znaleźć argument przeciwny wobec wyjściowo założonej tezy, że drewno jest w tym wypadku najlepszym tworzywem architektonicznym. Bez wątpienia silnego kontrargumentu dostarczy nam słynna realizacja zespołu wypoczynkowego w pobliskim Ustroniu Aleksandra Franty i Henryka Buszki. To spektakularnie wpisane w krajobraz budynki – ba! Tworzące ten krajobraz! Tu jednak nie szukano identyfikacji z regionem przez nawiązania do lokalnej architektury, w taki sposób jak my to rozumiemy dzisiaj. Tu nawiązano do krajobrazu w sposób abstrakcyjny, stosując żelbet – symbol ówczesnej architektonicznej epoki. Tego, nazwanego przez Filipa Springera na łamach Gazety Wyborczej „Cudu architektury” jeszcze dziś nie należy pomijać w rozważaniach na temat architektury uzdrowiskowej.
Tym bardziej w latach 70-tych XX wieku w powszechnym odbiorze, ten rodzaj architektury musiał nie mieć sobie równych. A już na pewno nie mogła być nim rozpadająca się ze starości przedwojenna drewniana chata.
Później czasy schyłkowego modernizmu dobiegły końca wraz ze schyłkiem epoki socjalizmu. Niestety pierwsze próby powrotu do technologii drewnianych w końcu XX wieku tylko pogorszyły stereotypy. Słabo rozwinięty rynek, niskie budżety inwestycji, brak kwalifikacji wykonawczych powodowały, że nieudolnie próbowano kopiować technologie szkieletowe sprowadzane z krajów zachodnich. Dopiero wejście w okres rozwoju gospodarczego w pierwszej dekadzie XXI wieku, podnoszenie kwalifikacji i zaplecza narzędziowego w oparciu o najnowocześniejsze wzorce, równolegle ze zwróceniem uwagi na ekologię, energooszczędność i ekonomikę budowy (również w odniesieniu do siły roboczej) sprawiło, że budownictwo drewniane zaczęło powoli się odradzać. Pomogło też kilka śmiałych realizacji w przestrzeni publicznej, które w warstwie wykonawczej wsparło – co ciekawe – odrodzone rodzime rzemiosło ciesielskie. Tym samym w najnowszej historii architektury polskiej okazało się, że drewno może być znakomitym materiałem konstrukcyjnym i architektonicznym. Ale jednak wciąż daleko nam do awangardy krajów rozwiniętych w tym zakresie.
Trudności projektowe
Stereotypy wokół drewna przyniosły problem, który należałoby postawić jako drugi w hierarchii. Otóż na negacji drewna wychowało się całe pokolenie inżynierów i projektantów. Dlatego trudności natury projektowej – konkretnie polegające na małej ilości specjalistów znających od strony praktycznej tajniki sztuki ciesielskiej i możliwości ich wykorzystania w nowoczesnej, odkrywczej architekturze to istotny problem. Dodatkowym, przez lata były trudności w odwzorowaniu śmielszych konstrukcji strukturalnych w formacie dwuwymiarowym. Trudno było bowiem wykluczyć konflikty belek i innych elementów konstrukcyjnych w czasach, gdy projektowanie architektoniczne nie było wspomagane modelowaniem w 3D. A i nawet takie nie zawsze przełamuje nawyk jakoby architektura była tą warstwą wierzchnią – „designem”, swojego rodzaju „tapetą”, a konstrukcja i tym samym struktura budynku była czymś bliżej nie rozpoznanym przez architekta, czym zajmuje się specjalista z odmiennej branży projektowej. Tym samym, zamykając się w wąskich specjalizacjach odchodzimy choćby od dziedzictwa europejskiego gotyku czy renesansu, w których jeden mistrz trzymając w swoim ręku mnogość zagadnień równorzędnie posługiwał się tak formą jak i konstrukcją budynku i to właśnie na ich styku materializował swoją ekspresję. Dziś zaczynamy dysponować odpowiednimi narzędziami. „My” – nie tylko architekci, ale również konstruktorzy, którzy dzięki zaawansowanym modelom konstrukcyjno- przestrzennym są w stanie niemal na bieżąco koordynować wygląd i pracę danego elementu nośnego lub całego ich zespołu.
Aspekt bezpieczeństwa pożarowego
Przepisy w zakresie ochrony pożarowej i ogólnie problem bezpieczeństwa w tym zakresie został w niniejszej rozprawie celowo postawiony na ostatnim miejscu. Odrzucając warstwę mentalną możemy skoncentrować się na faktach. W referacie opublikowanym na portalu „Inżynier Budownictwa” autorzy dokonują bardzo ciekawego przeglądu najnowszych trendów w rozwoju współczesnego budownictwa drewnianego i zestawiają je z polską literaturą i obowiązującymi normami obliczeniowymi w zakresie odporności ogniowej. Okazuje się – streszczając pokrótce – że drewno wytwarzane i montowane w określonych warunkach technologicznych (drewno klejone), mimo że wyjściowo, samo w sobie uznawane jest za materiał palny, okazuje się spełniać wszystkie najbardziej restrykcyjne normy odporności ogniowej – w tym R, E, I, = 60. Przegląd literatury, który podają autorzy uwidacznia, że zagadnienia te są w polskich warunkach przebadane. Problemem jest zatem popularyzacja wiedzy. Nie wdając się w szczegóły, autorzy dowodzą rzeczy znanej, że drewno – owszem jest materiałem palnym, a w warunkach pożaru elementy konstrukcyjne ulegają zwęgleniu. Jednak warstwa zwęglona w przekroju elementu konstrukcyjnego – choć sama w sobie nie ma wartości nośnej to stanowi powłokę odcinającą tlen i tym samym uniemożliwiającą dalsze spalanie. Porównanie próbek poddanych działaniu ognia pokazuje, że spalanie nawet jeśli w początkowej fazie zwęglenie następuje szybko, to jego prędkość jest funkcją malejącą w czasie. Wnioski z badań naukowych można zobrazować prostym eksperymentem, znanym większości osób, którym zdarzyło się rozpalać ognisko. Jeśli chcemy gwałtownie wzniecić ogień musimy podkładać drobno rozrąbane szczapy. Jeśli natomiast do wzniecanego ognia dołożymy grube polana, to one jedynie się zwęglą, a płomień zgaśnie. Ewentualnie w najlepszym wypadku polana będą się tlić i spalać w tempie znacznie mniejszym niż paliłoby się to samo drewno rozdrobnione na mniejsze kawałki.