Architektura drewniana stolicy Pienin – z wizytą w Szczawnicy
Architektura Szczawnicy mimo pozornie tradycyjnego klimatu, w rzeczywistości jest mieszanką różnych obcych wpływów Jej okolice są prawdziwym skupiskiem wielu inspiracji, a każdy pasjonat architektury znajdzie tu coś dla siebie.
Koloryt kulturowy Małopolski jest powszechnie znany. Szczególnie tereny na południe od Krakowa, to istne zagłębie wielobarwnej kultury góralskiej – wyrażanej jak się okazuje, nie tylko „stylem zakopiańskim”. Spotykamy tu różne tradycje architektoniczne i kulturowe. Czasem wręcz wydaje się, że w kolejnych powiatach słyszymy ludzi mówiących różnymi językami. Powiedzenie, że wszyscy są „Góralami” jest dużym uproszeniem. Owszem są górale – z tym że – inni podhalańscy, a inni sądeccy. Tak jak są różne góry: są Tatry i Podhale ale też Gorce, Pieniny i wszelkie Beskidy. Na nizinach wyodrębniła się zaś bogata kultura Lachów Sądeckich. Są też Łemkowie. Na to wszystko ruch uzdrowiskowy i turystyczny przyniósł napływ ludności z dalekich stron – właścicieli kurortów, kuracjuszy, artystów, przedsiębiorców i zwykłych pasjonatów, którzy swoim kosmopolityzmem też przyczynili się do wielobarwności tego regionu.
Dziś chce opowiedzieć o maleńkim ale bogatym jego wycinku, mianowicie: o stolicy Pienin – Szczawnicy. Leży ona w malowniczej dolinie, na przełomie Dunajca, pomiędzy Podhalem, Gorcami i Beskidem Sądeckim, na pograniczu najstarszego w Polsce Parku Narodowego. Szczawnica w XIX wieku zasłynęła ze źródeł wód leczniczych o wyjątkowo bogatym składzie mineralnym. Dzięki temu ta niegdysiejsza skromna wioska, rozwinęła się do rangi ważnego kurortu. Dziś malownicza miejscowość niczym nie ustępuje Zakopanemu, a po latach zaniedbań powraca do rangi czołowego polskiego uzdrowiska i kurortu górskiego. Ja sam, mam do Szczawnicy szczególny sentyment, bo jest ona rajem dla każdego pasjonata architektury drewnianej – gdzie jak w soczewce mieszają się różne wpływy całego małopolskiego kolorytu. I nie tylko. Najbardziej oczywiście rzuca się tu w oczy architektura uzdrowiskowa – zwłaszcza, że obecnie jest przywracana do dawnej świetności, z ogromną drobiazgowością i konserwatorskim zmysłem. Często jest ona jednak mylnie kojarzona z tradycją regionalną. A trzeba zauważyć, że architektura uzdrowiskowa w XIX-wiecznej, Europie miała charakter ponadregionalny – czerpała z rozmaitych wzorców. Stąd wyjątkowy jak na Małopolskę przypadek „muru pruskiego” między innymi w konstrukcji Pijalni Wód. Wprawne oko dostrzeże też wille w szwajcarskim lub bawarskim klimacie. Tak więc to co dziś postrzegamy jako element tradycyjny, w rzeczywistości było XIX-wiecznym „produktem z importu”. Niemniej bardzo urokliwym i dziś już wrosłym w charakter miejsca. Od kilku lat Szczawnica przeżywa ponowny okres swojej świetności i podobnie jak XIX wieku, teraz też następuje przenoszenie tu wzorców architektonicznych. Różnica polega tylko na tym, że w między czasie w polskiej tradycji rozwinął się „styl zakopiański” – wyrosły na kanwie ludowej architektury Podhala. Tak więc wille bawarskie i szwajcarskie ustąpiły „naszym” – kulturowo ugruntowanym jako „góralskie” – czyli w stylu zakopiańskim. Architektura ta, dziś przeżywa swój renesans i poza niektórymi „wpadkami” raczej pozytywnie wpływa na krajobraz Pienin. Do wpływów zewnętrznych należy jeszcze dodać obiekty w stylu międzywojennego, krakowskiego modernizmu oraz (soc)modernizmu z lat 70-tych XX wieku. Szczególnie te drugie mimo pochodzenia politycznego, prezentują wyjątkowo wyrafinowane i wciąż jeszcze niedocenione wartości architektoniczne …ale o tym później.
Można zatem powiedzieć, że architektura Szczawnicy mimo pozornie tradycyjnego klimatu, w rzeczywistości jest mieszanką różnych obcych wpływów. Czy jest zatem coś właściwego jedynie dla tego miejsca? Czy jest coś takiego jak architektura Pienińska? Jest, ale w śladach równie reliktowych jak słynna przedlodowcowa pienińska sosna. Są to maleńkie, skromne chałupki dawnych szczawnickich chłopów. Ich prosta forma pochodzi z czasów zanim jeszcze na Szczawnicę najechali kuracjusze. Bywają też przykłady późniejszych domostw, które powstawały równolegle z już rozwijającym się budownictwem kurortowym, bo przecież mikroregion długo jeszcze utrzymywał swój rolniczy charakter. Szczątkowo właściwie utrzymuje go do dziś. Bo teraz nabywcami płodów rolnych są liczni turyści. Domy chłopskie są proste, w konstrukcji zrębowej – ale płazy nie są mszone jak na Podhalu, tylko zalepiane wapnem z gliną. Łączenia ciesielskie nie są skomplikowane ani zdobne, dominuje „jaskółczy ogon”. Dachy raczej dwuspadowe, bez kozubków. Te małe domki, „wciśnięte” pomiędzy okazałe pensjonaty, dostrzeże je jedynie wprawne oko, dla którego nie wszystko co drewniane i stare równa się ludowe i tradycyjne. Prawdziwie miejscowy koloryt wzbogaca dodatkowo architektura łemkowska i właściwe dla tej kultury sakralne obiekty cerkiewne.
Jest więc Szczawnica i jej okolice prawdziwym skupiskiem wielu inspiracji, a każdy pasjonat architektury znajdzie tu coś dla siebie. Za każdym razem gdy ją odwiedzam, to moje serce rośnie na widok pieczołowicie odnawianych lub niekiedy rekonstruowanych drewnianych budynków. Niemniej wiele jest jeszcze do zrobienia. Ochoczo kupując kolejny kubeczek znakomitej szczawnickiej wody, mam nadzieję, że żaden ze stylów, które w ostatnich dwóch stuleciach tak mocno zaznaczyły się w tutejszym krajobrazie kulturowym, nie zostanie pominięty w tym procesie odnowy.